czwartek, 15 grudnia 2016

Skąd się bierzemy?

Pytanie filozoficzne, więc w tenże sposób postaram się poruszyć kwestię go dotyczącą. Nie chodzi mi o wychodzenie z dupki mamy, bo o tym mamy (hehe "mamy") przypominane co roku. Sam pamiętam to jak dziś - dziękuję mamo. Słyszę każdego dnia jej krzyk kiedy mnie rodziła, jednak kiedy wyszedłem powiedziała "Paweł. Dla takiego cuda było warto.". Było ciężko, jednak poradziłem sobie z wyjściem bez żadnego problemu, tak jak teraz nie mam żadnego problemu z wchodzeniem gdziekolwiek, beng! Najzabawniejsze było, że byłem wcześniakiem. Niecały miesiąc, ciąża nie była zagrożona, po prostu moja matka nie mogła się doczekać aż mnie w końcu zobaczy. Do dziś z tatą trzymają moje zdjęcie nad łóżkiem obok Matki Boskiej, a po modlitwie całują je i wycierają z kurzu, to miły gest. Babcia zrobiła sobie nawet tatuaż z moją podobizną, choć jak sama to ujęła - nie oddaje on w pełni mojej urody (załączę niebawem zdjęcia - sami się przekonacie). Znów dygresja dygresję dygresją pogania. Po prostu tak bardzo potrzebuję przelania swoich platynowych myśli właśnie Tobie mój drogi Czytelniku. Położna pozwoliła mi wtedy dotykać swoich piersi, a wszystkie pielęgniarki miały obcisłe minióweczki. Przynajmniej tak przypominam sobie chwilę swojego urodzenia. Wszystkie piersi skierowane w moim kierunku jak meble w stronę telewizora. Jedna latynoska pielęgniarka, której puściłem oczko #wink chyba doszła, kiedy wzięła mnie na ręce, aby wsadzić mnie do inkubatora. Piękne czasy. Lekarz gdy przyszedł mnie zbadać, powiedział, że mam penisa jak przeciętny trzynastolatek. Później dowiedziałem się, że przeze mnie rozpadło się jego małżeństwo. Pośrednio. Ojciec już wtedy był ze mnie dumny - pozdrawiam, tato! Chyba właśnie dlatego, że po wyjęciu mnie z mamy to ja klepnąłem pielęgniarkę w pupę, nie ona mnie. Do dziś z tatą śmiejemy się i dokazujemy, gdy o tym rozmawiamy. Ostatnio przy niedzielnym meczu zapytał mnie: "Synu. Jak zrobiłeś to z tą pielęgniarką, przecież miałeś takie krótkie a za razem niesamowite rączki.". Uśmiechnąłem się. Spojrzałem na niego i powiedziałem tylko "Daj spokój tato. Przecież to ja - Paweł". Wiedział o co mi chodzi.  Do sedna: chyba każdy z Was miał kiedyś tak, że zastanawiał się po co się znalazł na Ziemi. Ja nie miałem. Mówisz - znów dygresja - jednak to ma związek. Bardzo dawno temu, w okresie wojny secesyjnej, szedłem jako czterolatek przez dzielnice Wielkiego Jabłka. Niosłem jabłko, które było nagrodą za udział w walkach powstańczych. Podrzucałem je i łapałem, do chwili, kiedy jabłko nie spadło. Nie zwróciłem na to uwagi, ponieważ byłem już harcerzem, a naprzeciwko mnie stała ślepa staruszka o kulach i próbowała przejść przez pasy. Rzuciłem wszystko i pomogłem babci przemierzyć zebrę. Staruszka powiedziała, że widzi we mnie istne światło. Po czym wyjęła z rękawa moje nadgryzione jabłko i rzekła: "Widzisz ten owoc synu? ". Odpowiedziałem jej "Widzę, mateczko", gdyż tak zwykło się tam mawiać do starszych babć. "Tak właśnie wyglądałby świat bez Ciebie.". Wtedy wyjęła kompletne jabłko. Nienadgryzione, bez najmniejszej ryski, świecące jak jabłko z bajki o tej naiwnej kurewnie. Poczułem się nieswojo dopiero gdy w drugiej ręce zauważyłem, że zamiast kuli trzyma jakieś gówno. 
-Co to za jakieś gówno, mateczko? - Zapytałem.
Odpowiedź była prosta. To lustro, drugi atrybut czarownicy z tej bajki. Dla mnie wszystko stało się jasne. Spojrzeliśmy na siebie ze staruszką, a w naszych oczach było tyle porozumienia, ile powinno być, gdybyśmy się rozumieli. 
-Czy jestem Królewną Śnieżką? - zapytałem. Wtedy mateczka wyciągnęła środkowy palec skierowany do góry i rzekła:
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, Synu. Jesteś zwyczajnie głupi. Ale przystojny jak cholera. Dlatego dopełniasz ten świat. Nie wiesz skąd mam to jabłko w dłoni, jednak wiedz, że to jedyne miejsce na świecie, w którym powinno się ono znajdować. "
Spojrzałem jej w oczy. Nie miała ich. Zapytałem "Gdzie w takim razie znajdują się Pani oczy?". I wtedy wyciągnęła lusterko i przyłożyła sobie do twarzy. Widziałem w nim siebie. I nagle wszystko stało się jasne. Nie było wojny. Jabłka. Nawet nie było staruszki. Było tylko lustro i ja. I od tej pory wiem, że nie dotrę do tego skąd się tu wziąłem, ale jestem w odpowiednim miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz