czwartek, 15 grudnia 2016

O blogu

Jeśli szukasz bloga, w którym opisane będzie jak wiele można osiągnąć słowem, jak bardzo człowiek potrzebuje akceptacji oraz gdzie dąży ludzkość - szukaj dalej. Słowem możesz ewentualnie załatwić dodatkowy ketchup do cheesa w maku, który poda Ci pracownica, dzień wcześniej trzymająca w dłoni coś, co wcale nie przypominało żarówki, a ludzkość pędzi bezpowrotnie w stronę unicestwienia, jednak jako jej złoty rycerz zabiorę Cię w świat, w którym będziesz przemierzał ze mną każdego dnia piękne krainy, wypełnione tęczą i stearyną. Czymkolwiek to drugie jest. Nie chcę, żebyś Czytelniku zwracał się do mnie "Mistrzu" czy "Królu" #popekmonster. Teraz już możesz czuć się spokojny, Twoje życie spoczywa w moich dłoniach. Wiesz, kiedyś byłem takim samym szarym i smutnym człowiekiem jak Ty. Wszystko odmieniło się w roku 1974. Mieszkałem wtedy w ZSRR, a mróz zacinał niesamowicie. Jako, że moi rodzice nie byli zbyt zamożni, zamiast telewizora każdego dnia bawiliśmy się z niedźwiedziami polarnymi przy zorzach polarnych. Niesamowite czasy. Czasem chcę tam wrócić, wiem jednak, że się nie da, że jakieś żelazne kajdany przypięły mnie do Polski. Do cywilizacji. Było jakieś -113 stopni Celsjusza. Matrioszka - bo tak po rosyjsku mówi się na mamę - wysłała mnie na samą północ po trochę światła. Dziwicie się? hah. Kiedyś nie było elektryczności - a już na pewno nie w mojej Mamce Rosji. Kiedy padał śnieg, radzieccy naukowcy puszczali petardy z farbą fluorescencyjną w niebo. Tak właśnie powstała jedna z największych mistyfikacji na świecie, w moim rankingu jest zaraz po teorii heliocentrycznej i bitwie pod Grunwaldem. Wracając do sedna historii - podszedł do mnie gość. Niesamowicie przystojny. Miał blond włosy, ciało lekkoatlety i uśmiech, który przypominał uśmiech Matki Rosji. Był to najprzystojniejszy mężczyzna jakiego widziałem. Wychowany w wierze, wiedziałem, że ten człowiek musi mieć Bożą iskrę, o ile nie jest samym Bogiem. Klęknąłem więc, przeżegnałem się i uśmiechnąłem się do niego. On zrobił to samo. Odwzajemnił uśmiech. Nie mogłem oderwać wzroku od tego mężczyzny, ale nie czułem się nieswojo, mimo, że to facet. Chciałem dotknąć jego twarzy i stało się to co do dziś czyni mnie takim jaki jestem. Przymarzł mi palec. Tajemnicza postać okazała się lustrem. Tak! To ja! Byłem niesamowity! Ponadnaturalnie piękny i ekshibicjonistycznie inteligentny! Obnażyłem wtedy przed samym sobą własne myśli: skoro to ja - to co na biegunie północnym robi lustro? Wtedy się dowiedziałem. Podszedł do mnie Jezus i powiedział "Pawle, masz imieniny wtedy co Piotr. A on  był skałą. "Paweł", czyli ze starokatolickiego "odbicie światła". Kiedy już wiesz, że jesteś niesamowity i chciałem stworzyć Cię na swoje podobieństwo, a wyszedłeś jeszcze bardziej zajebisty niż mogłem przypuszczać - idź i czyń dobro. Przekaż wszystkim swoją wiedzę, swoje umiejętności i swoje piękno. Będziesz człowiekiem nad ludzi, ucz ich i płyń tam gdzie horyzont zlewa się z morzem."
Tak więc jestem. Taki jak mi kazał. Do Waszej dyspozycji - do dyspozycji ludzkości. Podróżuję po świecie i każdego dnia mam kontakt z niesamowitymi osobami. Nawet gdy nikogo wokół mnie nie ma. Lecimy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz