czwartek, 15 grudnia 2016

Adam i Ewa

Witam Was bardzo serdecznie moi wierni czytelnicy. Mamo, Tato, Piotrek, Patrycja. Jestem podekscytowany jak cholera, bo to już trzeci post i nie dostałem bana. Da się? Chciałem poruszyć pewną kwestię biblijną. Darwin mówi, że pochodzimy od małpy. Piłem z nim wtedy Sakke, kiedy Titanic uderzała góra lodowa, a Kate nie wpuszczała na swój pokład Jacka, żeby zachować swój diament nienaruszony do końca życia. Zapytałem się wtedy "Darw, nie jesteś katolikiem? Nie uważasz, że Adam i Ewa byli pierwszymi ludźmi?" Zaśmiał się. Pociągnął łyka Sakke. Kiernął trochę tabaki, przepalił cygaretką, wypił tequilę z pępka króliczka playboya (pomijam skąd zlizał sól), po czym odpowiedział:
- Paweł. Wiem kim jesteś. Jeśli żyję nie tak jak trzeba, to zabierz mnie dalej, ponad niziny naszej planety. Człowiekowi nigdy się nie dogodzi. Jeśli jest zima to musi być zimno. Kiedy fortepian spada Ci na głowę, to znaczy, że tak miało być, a kiedy przez całe życie nic nie robiłeś to znaczy, że jesteś leniwy. Ja robię: wymyślam.
- Wszystko można wymyślić? I jak to powiesz to ludzie Ci wierzą?
- Tak.
- Nawet, że możliwe jest lądowanie na księżycu?
-Wszystko.
Ta rozmowa wiele zmieniła w moim  życiu. Wiedziałem, że biblijny owoc to seks, którego zakazał mój kumpel Jezus w krzakach w Raju, byłem tam bramkarzem, bo jestem niesamowity. Zawsze jednak kobiety wiedzą lepiej, zwłaszcza gdy pytają o mojego węża. Ten biblijny symbolizował chyba szlaucha do podlewania krzaków, ale głowy nie dam.
Nie mogłem spać. Sakke namieszało mi w głowie nie mniej niż Darwin. Wyszedłem na suchego przestwór oceanu. Rozejrzałem się wkoło. Odpaliłem swoją drewnianą fajkę. Zaciągnąłęm się i usiadłem w wygodnym bujanym fotelu. Żona naukowca gotowała zupę grzybową z kurek, a Darwin zgonował gdzieś w wychodku.
-Dużo pieprzu kochanie? Wiem, że dużo - mruknęła pod nosem czarna rozwiązła niewiasta - wiedziałem o co jej chodzi... Historia Adama i Ewy jednak zbyt zaprzątała mój mózg, a kobieta pod złotą obrączką mnie nie interesowała...
- Idę spać, kobieto. Czy mogłabyś jeszcze przynieść mi żarówkę?
Przyniosła. Podniosłem żarówkę koło głowy. Zapaliła się. Moje oczy napłynęły łzami. Zrozumiałem. Spojrzałem na swoje palce jak nigdy dotąd. Widziałem swoje ciało, którego nigdy nie doceniałem jako idealną maszynę, gdzie każdy mięsień, każda komórka ma oddzielne zadanie. I wszystkie te zadania są równie ważne. Pomyślałem o oczach babci. Ona zawsze wiedziała, że jestem najmądrzejszy na świecie. Zwykła mawiać "Paweł. Jesteś o wiele mądrzejszy ode mnie i od swoich rodziców razem wziętych. Kiedyś odkryjesz coś, czym wstrząśniesz całą ludzkość, a twoje imię będzie jasne jak twoja dusza."
-Wiem babciu. - odpowiedziałem wtedy z pokorą. Światło żarówki przypomniało mi o krótkiej wymianie zdań. Żarówka bowiem imitacją jest słońca. Słońce dla niektórych jest gwiazdą, jak ludzie zwierzętami. Na przykład dla Ufoludków. Skoro słońce zmieniało się, spalając swoją masę przez miliardy lat, a nadal pozostaje słońcem, to przy lekkiej modyfikacji teorii strun, doszedłem do wniosku: Adam i Ewa to pierwsze małpy. Dlatego Ewa miała chęć na banana, umieli rozmawiać z innymi zwierzętami, latali nago. W żarówce pojawił się wtedy jakiś hipis. Zapytał czy znajdę dla niego chwilę. Znalazłem. Wytłumaczył mi, że wszystko jest tak jak myślę. Tak poznałem Jezusa. Zrobił sobie ze mną selfie z króliczkiem #V i potwierdził prawdziwość moich słów, dlatego dziś  ja daję je Wam. Peace.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz