piątek, 30 grudnia 2016

Cheap-drink day

Ileż to razy budziłeś się ze świadomością deficytu środków na koncie, wyschniętego portfela, a przysłowiowa Ania akurat miała imieniny? Czasem po prostu nachodzi Cię dzień, w którym chcesz spożyć nadmierne ilości alkoholu a w Twoja świnka skarbonka jest pusta jak Lady Gaga - no nie mów, że nigdy w życiu tak nie miałeś. Oto kilka zasad, których warto się trzymać w takich przypadkach (nie dziękuj):

1. Nie mieszaj kolorowej wódki. Jak pijesz to na jedno kopyto, jednorożec też chce być unikatowy (czy może w tym wypadku unicornowy hehe), nie zabieraj mu monopolu na tworzenie tęczy.
2. Ruski szampan też jest do wypicia, zwłaszcza kiedy dodasz do niego soku malinowego i schłodzisz - nie dość, że działa jak afrodyzjak, to łatwiej wtedy się przemóc. Za jedyne 5 złotych możesz poczuć się jak Księciunio z opowieści, ale tylko, jeśli zaaplikujesz tę substancję w zadowalającym tempie.
3. Piwo "Sarmackie" kosztuje w Biedronce jedyne 3,5 złotego za litr i (o dziwo!) wcale nie jest żulerskie. Nie polecam stawiać go jednak na stole, kiedy idziesz do teścia na obiad. Na pierwszą randkę również raczej się nie nadaje, choć jeśli spotkasz dziewczynę, którą to rozbawi - wiedz, że jest Tajką, albo Ty jesteś w roku 1996 na Bałkanach. 
4. Tanie wino jest żulerskie. Wbrew temu, co mówią Twoje koleżanki z gimbazy. Nie podlega to dyskusji. Jednak mówiąc "tanie wino" bynajmniej nie mam na myśli win z dolnej półki: Fresco gazowane - #bajabongo. To samo tyczy się grzańca Galicyjskiego (czy jak go tam zwią) po dodaniu imbiru, goździków i świeżej pomarańczy. Gdy wszystko to podgrzejesz - możesz nazywać się barmanem.
5. Nigdy nie pij taniej wódki. TV Wódka, Volter, Joker - nie jestem dumny, że spróbowałem kiedyś tych trunków. Działają one prawie tak mocno, jak 7 tabletek aviomarinu i zdecydowanie ich nie polecam. Jeśli jednak jesteś postawiony pod ścianą: do wódki zawsze można dolać kropli miętowych. Nie dość, że koi żołądek i oparzenia powstałe na skutek spożywania płonącego trunku to na dodatek ich smak dominuje gorzki posmak szkaradzieństwa. Nie musisz od razu wlewać całej buteleczki! Ćwierć na połówkę - powinno wystarczyć - w zależności od gustu.
6. Gdy masz mocny bimber, dodaj do niego syropu z szyszek. Jak to zrobić? W XIV wieku nauczył mnie tego jeden Stary Mnich (miał wąsy aż do ramion, jak Piłsudzki). Posiadał on winnicę, jednak degustował również w innych trunkach. Młode szyszki należy ponacinać i zasypać cukrem. Następnie postawić na słońcu na 2 tygodnie i przecedzić przez gazę powstały syrop. W połączeniu z bimbrem (którego odór czasem już sprawia, że czujemy się jak po pierwszej fali #rainbow) w proporcji 1:3 daje żywiczny aromat i smakuje jak kropla łzy Ireny Jarockiej. 
7. Język chłonie 40% alkoholu. Podczas picia trunku z nieznanego źródła, wlewaj go prosto do gardła, patrz w górę, a język trzymaj jak najniżej. 
8. Nigdy. Ale to nigdy nie ufaj studentom, mówiącym, że ich wódka jest sprawdzona. Po pierwsze Ice'owka wcale nie jest smaczna, po drugie kosztuje dwa razy mniej niż zwykła wódka, ale musisz wypić jej dwa razy tyle, co tylko pogarsza Twoje samopoczucie, o zdrowiu nie wspominając. Jeśli chcesz poznać smak wódki z cukierkami lodowymi, rozgryzanymi i wrzucanymi do butelki ze spirytusem i mieszanymi z wodą, wybierz się do eskimoskiego burdelu. Swoją drogą, że studenci jeszcze nie widzą $.$ w oczach.
9. Świeżo wyciskany sok cytrusowy zabija zupełnie smak wódki w stosunku 1:5. Jeśli więc skończy Ci się roofilin, a na imprezie jest Twoja potencjalna przyszła żona, musisz tylko wpompować w nią 2,5 litra soku cytrynowo-pomarańczowego (najlepiej w stosunku 2:1 - pomarańcze do cytryn). Trudne? Wyjmij kamerę i powiedz, że to challenge, żeby zwrócić uwagę na biedne dzieci w Afryce. Wtedy możesz jej nawet wmówić, żeby zdjęła bluzkę. Filmik od razu wysyłaj na mój adres e-mail. Uwaga! W stosunku do kobiet z bardzo ciemną cerą nie używaj powyższego argumentu! Jeszcze pomyśli, że serio jej pomożesz.
10. Nie pij benzyny.

czwartek, 29 grudnia 2016

Whisky 1865

Była zima. Mróz jak skurwesyn. Słońca nie widziałem od dobrych kilku dni, a śnieg zacinał tak ostro, że nie byłem w stanie przebyć jednej mili bez rakiet śnieżnych. W domu skończyły mi się zapasy. Jako, że prowadziłem już wtedy bloga, zarabiałem bez wychodzenia z domu. Otworzyłem drzwi pobliskiej knajpy.
-Whisky z colą. - rozległ się śmiech. Odwróciłem się i zobaczyłem mężczyznę. Nie był sam. Jego broda wskazywała na doświadczenie życiowe, ale jego zachowanie jej przeczyło.
-Coś Cię rozbawiło, hombre? - zapytałem, nie zdradzając swoim zachowaniem niczego, gdyż mogłoby bardzo szybko przynieść to odwrotny skutek, niźli chciałem osiągnąć.
-Rozbawił mnie Twój trunek, przyjacielu. I dla Ciebie "Panie Vincencie" - odparł nieznajomy mężczyzna. Płeć rozpoznałem jedynie z tego powodu, że tylko kobiety i dzieci nie noszą brody. Świadomość posiadania za pazuchą 13,5-calowej finki i piersiówki z zawartością spacerową uzewnętrzniała moją pewność siebie i niechęć do towarzystwa ludzi bez gustu. Cóż takiego zabawnego ten cokolwiek obskurny człowiek zauważył? Czy ambroziak, którym kurwa bezsprzecznie jest cola można pić tylko za dzieciaka? Czy może picie whisky samo w sobie obarczone jest już zasadami?
-Słomka z Twojego piwa wygląda jak mały penis. Mój serdeczny przyjaciel Aleksander Walker bardzo chętnie by Ci wytłumaczył na czym polega picie whisky, ale nic by to nie dało - wiem, że za kilka lat nic się nie zmieni. Potomkowie takich jak Ty, będą pili whisky nie dla smaku, a dla prestiżu i durnych zasad, które sami wymyślają, marnując swoje życie, ponieważ nie są w stanie wymyślić nic własnego, a bazując na cudzych myślach jedynie potrafią stworzyć swoją ideologię. To prowadzi do zaniku myślenia i kreatywności w społeczeństwie, hombre. Widziałem w życiu niejedno: gdy rzeczy przerażające zostały zmieniane w miłość, a dzieci biegające po ulicach za chlebem stawały się wielkimi przedsiębiorcami - widziałem w ich oczach przerażenie. Bali się samych siebie. Dlatego spójrz dziś w lustro człowieku i odpowiedz sobie na jedno pytanie: "kim jestem?". Ecce homo. Człowiek niedoskonały. Wiem to, że również nim jestem. Chciałbym być pasterzem, przewodnikiem. Ale gówno - nie jestem. Jednak o whisky wiem zapewne więcej, niż Ty, kawalerze - piję ją z kim chcę i jak chcę. Zasadą luksusu jest to, że czerpie się z niego przyjemność - to mówiąc, pociągnąłem łyka swojego trunku - A zaiste whisky jest trunkiem luksusowym. Mam nadzieję, że lekcję tę zapamiętasz do końca swego nędznego życia i przekażesz ją pokoleniom. A to na pamiątkę, hombre! - chwyciłem z za pazuchy swoją finkę. Naprawdę robiła wrażenie. Jej ostrze łaknęło krwi. Nie wahając się ani chwili, jednym szybkim ruchem zrobiłem mu krzywdę. Krew skropiła znajdujące się przy stoliku żółte słoneczniki.
- Mam nadzieję, że słuchałeś uważnie. Straciłeś ucho, Vincencie, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo, że moja lekcja pójdzie na marne, a treść przeze mnie przekazana wchodząc jednym uchem wyleci drugim. - mężczyzna zwijał się z bólu. Barman patrzył na mnie. Miał charakterystyczny wyraz twarzy, ale to nie on sprawił, że mój wzrok go przeszył. To charakterystyczny swąd. Odór strachu. Stwierdziłem, że czas się zbierać, zanim jakiś fanatyk czystej whisky sięgnie po broń i odstrzeli mi mój "durny łeb".  Dopiwszy swojego drinka, odpaliłem od blatu zapałkę, którą przyłożyłem do właściwego końca cygara. Wyczyściłem moją zakrwawioną przyjaciółkę o blat. Schowałem na swoje miejsce, blisko serca. Wyszedłem na zewnątrz. Świat był jakby jeszcze bardziej ponury, ale wiedziałem jedno: cokolwiek złego uczynię, będę zbawiony za uświadamianie ludzi. Niestety po latach dowiedziałem się, że człowiek ten zamiast słowa "trunek" miał użyć "trumpek", a mówiąc to miał na myśli moje buty, które były w kolorze rubinowym. Ogólny przekaz jednak się zgadza. Wiem, że zapamiętał mą lekcję. Stał się artystą, niedocenionym za życia. Dopiero, gdy świat poznał tę historie zrozumiał co oznaczają malowane przez niego słoneczniki.

środa, 28 grudnia 2016

Jak jeść w święta?

Takie pytanie od wieków frustrowało całe społeczeństwo. Już starożytni rzymianie jedli na leżąco, coby więcej winnych gron zmieściło się w ich malutkich jak dupka ówczesnego chomika żołądkach. Przed świątecznym obżarstwem najlepiej rozgrzać żołądek. Nigdy, ale to NIGDY nie wolno głodować, żeby najeść się na święta - żołądek kurczy się wtedy i w same święta jest tak mały, że nie pomieści żarcia przewidzianego na jeden dzień. Najlepiej żołądek rozpycha chleb, ale jeszcze nie zgłupieliśmy, żeby go jeść. Substytutem jego mogą równie dobrze być cheesburgery z Maka. Wystarczy ich pięć, żeby zaspokoić dzienne zapotrzebowanie w kalorie, a wystarcza jeden gryz, żeby doprowadzić nasze kubki smakowe do orgazmu. Pierwsza, naczelna, a za razem priorytetowa zasada brzmi: jedz wszystko. Jedzenie krąży w przyrodzie. Babcia zawsze mi powtarzała, że kiedy jem, a potem spłuczę wodę w łazience, gdzieś w Afryce, w jakiejś małej studzience, jakieś dziecko wyłowi to z powrotem w formie nienaruszonej. Tak działa oczyszczalnia ścieków. Po to właśnie - jak mawiała Babcia - w Sudanie buduje się studnie. Frustrująco mało trzymał się kupy fakt, że nasze antypody to nie Afryka, jednak zawsze dojadałem, a Babcia miała kontrargument na tekst "to co, że w Afryce dzieci głodują, jak ja będę tu gruby to im pomogę?". Wracając jednak do głównego wątku: druga, acz równie ważna zasada brzmi: zawsze bądź największym obżartuchem na sali. Nie oglądaj się na innych gości. Jesteś duży, masz prawo zjeść. Gdy nienażarta ciotka poluje na Twoją sałatkę - ostentacyjnie i z gracją nakładaj tyle ile się zmieści na talerzu. Gdy jej nie lubisz, możesz również wyskrobać resztki sałatki z dna i wycisnąć salaterkę. Jeść jednak należy szybko! Nie pozwól, by Twój mózg zdążył wysłać impuls do ciała, że jest najedzony! Tak działa THC. Twój mózg działa z opóźnieniem, dlatego zjadasz masę jedzenia i nadal jesteś głodny. W pochłonięciu jak największej ilości posiłków, zdecydowanie pomoże nam nie używanie chleba. Tak jak mówiłem - pieczywo zapycha - dlatego nie dojadamy rantów od pizzy, chyba, że w środku mają ser #biedronka. Jedzmy najtłustsze i najsłodsze rzeczy. Życie jest zbyt krótkie na opychanie się potrawami bez smaku. Masa cukrowa na torcie nie może znaleźć się w koszu. Jest ona zrobiona z cukrówek polnych, czyli niewielkich białych robaczków, które czasem możesz zobaczyć unoszące się na letnim powietrzu na polach i łąkach. Aby ją stworzyć, miliony takich istnień muszą stracić życie, nie wolno pozwolić jej się zmarnować. Chyba, że wrzucisz do kibla, to wypłynie w Afryce. Ostatnia zasada na dziś: nie przesadzaj z alkoholem. Każdy lubi spać z głową w sedesie od czasu do czasu wyrzucając z siebie wszystko. Pamiętajmy jednak, że po wyrzuceniu - wszystko staje się niczym. Dlatego kiedy jemy coś pysznego, nie wolno nam się upić i wymiotować. Jest to zbrodnia zarówno przeciwko cukrówkom polnym, pizzerinkom  nadobnym, Babci gotującej owe pyszności, a wg Churchilla również zbrodnia przeciwko ludzkości. Tak zginął wielki wynalazca hamburgerów Pafalello Irlandzki. Przegiął on z alkoholem, poślizgnął się na swoich wymiocinach i skręcił kark na własnym hamburgerze. Wydarzenie to miało miejsce w roku 1768, w południowej Toskanii. Od tamtego czasu zabroniono sprzedaży alkoholu dzieciom poniżej 18. roku życia. Wesołych Świąt!

wtorek, 20 grudnia 2016

Sos czosnkowy

Moje wszechstronne uzdolnienia dają o sobie znać w postach. W tym poście napiszę troszkę o sztuce kulinaryzmu. Wyobraź sobie sytuację: jesteś na przystanku autobusowym, podchodzi do Ciebie dziewczyna i pyta czy może u Ciebie się przebrać i coś zjeść, bo właśnie przyjechała z wymiany, a Tobie aktualnie marzy się egzotyczna pogoda. Przychodzi do Ciebie. Za nowe ubranie musi posłużyć jej Twoja koszula rzecz jasna jak słoneczko, ponieważ będzie ona niczym doniesienie flagi w Call of Duty, czyli za 10 punktów i z tym nie dyskutuję. Jeśli jesteś w sytuacji takiej jak ja, czyli fit, vege itd., w lodówce masz tylko pół litra, słoik ogórków i jakieś parówki (na potrzeby opowiadania również składniki do sosu czosnkowego). Oczywistym jest więc, że zamówisz jedzenie. Pytanie jednak nie brzmi "co zamówić i czemu to będzie pizza?", bo to powszechnie wiadomo. Kobieta jedząca parówki w hot-dogu będzie czuła się skrępowana. Kebab jest dobrą opcją, jednak nigdy nie wiadomo, czy pies w nim zmielony był dostatecznie świeży i czy na drugi dzień nie będziesz miał ekscesów żołądkowych; if u know what I mean... Chińczyk nadaje się idealnie dla uwalonych ziomków na cheap meal day, ale nie dla kobiety, która być może pochodzi z Wietnamu i nie toleruje Kim Dzong Un'a. Pizza nawet kształtem przypomina kobiece łono, poza tym jest przepyszna i w ogóle nikt nie negocjuje co będziesz zamawiał. Jaki placek wybrać? Na pierwszą randkę ten z pieczarkami - a nóż Ci się poszczęści i naćpanemu kucharzowi pomylą się grzyby. Spełnia wszystkie kryteria wymagalności: jest łagodna - czyli nic nie sugeruje, ma mięso - czyli jeśli trafisz vege; pizza jest cała dla Ciebie, ma ser, z którego można lepić kulki i się rzucać, jak nastanie taka potrzeba i w dodatku jest pizzą. Pytanie brzmi: co, jeśli roztargniony kierowca zamiast 2 sosów czosnkowych przywiezie tylko jeden!? I ja na to pytanie odpowiadam: tragedia, gdybyś nie miał składników do sosu czosnkowego. I tu, mój drogi, nieudolny czytelniku tłumaczę co robisz, zgodnie z tym, co na południowym Tybecie mówił mi DalajLama. Siedzieliśmy wtedy na szczycie Mount Everestu w tych pomarańczowych szatach i słuchaliśmy muzyki wietrznej. Lama wyjął miskę z sosem czosnkowym i powiedział:
-Budda zesłał na Ziemię sos czosnkowy, żeby smarować nim pizzę. 
-Więc, DalajLamo... Budda jadł pizzę?
-Tak, Mistrzu Pawle. To pizza otłuszczyła całe jego ciało. Dzięki niej mógł unosić się ponad tym szczytem, chociaż był otyły jak beczka. Ale szczęśliwa beczka. Beczka rodem z tych beczek, które powstają, gdy młodzi chłopcy wpadną na pomysł, że będą wymiotować zabarwionym mlekiem i wspólnie tworzyć tęczę #milkchallenge. Sposobem na prawdziwe udoskonalenie pizzy będzie dodanie do każdego kawałka białego sosu. Musi mieć w sobie posiekany na drobno niczym płatki jesiennej róży posiekanej na bardzo drobno czosnek. Zakrapiamy go cytryną i odczekujemy 30 sekund. Dodajemy jogurt naturalny i majonez, a całość łączymy z mlekiem i śmietanką 30% najlepiej z południowoamerykańskiego Hereforda, aby konsystencją przypominało sos czosnkowy ze słoika. Do całości dosypujemy dwie szczypty soli i czubatą łyżeczkę cukru, najlepiej z bambusowej trzciny cukrowej, gdyż jak mawiał Budda "nie ma niczego bez Pizzy". Do wszystkiego dorzucamy 50g sklarowanego masła i przyprawiamy bazylią oraz oregano. To właśnie na cześć tej niesamowitej przyprawy do pizzy nazwano jeden stan w Ameryce, Mistrzu Pawle, ale Ty zapewne już o tym wiesz. 
-Tak DalajLamo, ja wiem wszystko, jednak niektóre rzeczy lepiej cytować.
-Całość więc posypujemy delikatnie różowymi płatkami bzu. Budda robił to stopami nie bez powodu. Wtedy płatki są rozsypane nierównomiernie i zupełnie przypadkowo. Poza tym nie sięgał poza brzuch rękoma, jak T-Rex.
-Dzięki ci za mądrości twe Dalajlamo. Postaram się przekazywać je pokoleniom i nie zapomnę o czczeniu Buddy. 
Po czym Dalajlama usiadł naprzeciwko mnie. Patrzyliśmy na siebie bardzo, bardzo długo. Miał oczy jak dwa diamenty, jak krople rosy skąpane w lśniących promykach słonecznych. Jego głos zdawał się nadal wybrzmiewać aksamitnym echem w moich uszach. Między nami powstała dość specyficzna więź. Czułem jak mądrość przenika przez nią prosto w mój umysł. Widziałem twarz przesyconą życiową wiedzą, aż w końcu zorientowałem się... Zrozumiałem coś, co od początku powinno być dla mnie oczywiste - znów patrzyłem w lustro, a mój sos czosnkowy jest zajebisty, pozdro!

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Jak dbać o kwiatki?

Witam w swoim poradniku na temat życia. Życia, w którym to przeczytałem wiele książek na temat hodowli roślin pokojowych jak i wojennych, a także poznałem sposoby hodowli grzybów, uprawy i pielęgnacji borówki amerykańskiej oraz między innymi sztuki baletu. Dziś chciałbym podzielić się swoimi eksperymentalnymi wynikami w uprawie roślin. Ta opuncja nadobna (łac. erectio vagina, nazwę podaję, gdyż Łacina to kraj z którego pochodzę, moja łacińska rodzina przeniosła się do Polski na wiele lat przed wynalezieniem pizzy i przenośnych automatów do waty cukrowej, ale o tym opowiem innym razem). Stosowałem do niej wszelkich niekonwencjonalnych środków odżywczych. Zostałem do tego zmuszony, ponieważ właścicielka mieszkania w którym obecnie egzystuje powierzyła mi pieczę nad tym jakże lichym dotychczas stworzonkiem. Bardzo chciałem pokazać, że potrafię zajmować się roślinami i jestem wystarczająco odpowiedzialnym i dojrzałym emocjonalnie człowiekiem, abym mógł mieć w domu szczurka, którego bym kochał, a on kochałby mnie. Niestety piecza sprawowana nad opuncją dała przeciwny rezultat. <Właśnie zadzwoniła do mnie moja mama, mówiąc mi, żebym usunął bloga, jednak nie martwcie się - będę szedł po trupach do celu!> Mimo szczerych chęci i starań, opuncja zwiędła, bo zapomniałem jej podlewać. Miesiąc bez wody wystarczył, by liście kwiatka wyglądały jak urzeczywistnienie smutku. Nie wiedziałem co robić. Załamałem się. Łza powoli spłynęła mi po policzku, a mój głos zaczął brzmieć jak Bema pamięci żałobny rapsod, cokolwiek to znaczy.
-Weź się w garść! - Powiedział mój współlokator. - Ten kwiatek jest do odratowania. Najważniejsze w życiu są zwycięstwa, porażki odsuń na bok, bo zostanie z ciebie tylko proch i cień.
Zrobiłem jak zasugerował mi przyjaciel. Wziąłem się w garść. Jego słowa poruszyły moim sercem, choć wiedziałem, że to cytat z "Gladiatora" i mieszkam sam.

Akcja - reanimacja. Nadrzędna zasada: działaj szybko. Chwyciłem za kieliszek żubrówki i zaspokoiłem nim pierwsze pragnienie kwiatka. Następnie wziąłem jak kazał mi Poradnik Młodego Zielarza apteczkę. Osłuchałem kwiatka. Wysłuchałem jego zażaleń i fantazji. Wiedziałem czego mu dokładnie potrzeba. Do szklanki wlałem wody. Rozpuściłem w niej tabletkę z multiwitaminą. Spróbowałem łyka. Było smaczne. W biedronce multiwitamina kosztuje 3 złote, za 20 tabletek, ale moje poświęcenie nie poszło na marne. Już drugiego dnia kwiatek wyglądał jak na poniższym zdjęciu. W przyszłości na moim blogu zamieszczę wiele innych porad. Do dziś opuncję podlewam zepsutym mlekiem kokosowym, mam nadzieję, że wyrośnie z niej piękna palma. Swoją opuncję nazwałem Pędzel. Na cześć tego murzyna z "american gangster", znakomita rola i zdecydowanie polecam ten film, pis!





Wybór choinki

Przygotowania świąteczne to poważna sprawa. Poruszę temat, który jest jednym z najważniejszych tematów wigilijnych - choinka świąteczna. Co roku jest ten sam problem: żywa czy sztuczna. Wybór jest prosty - zawsze bierzcie żywą choinkę. Nie - nie chodzi o jakiś zapach, ponieważ w mieszkaniu prawdziwego faceta czuć tylko dym z kubańskiego cygara. Co bardziej zaradni faceci, wieszają choinki zapachowe o aromacie pizzy. Osobiście takimi choinkami ozdobiłem drzewko świąteczne. Są to kawałki pizzy zasuszone i zalakierowane, generalnie nie polecam aviomarinu jako narkotyk... Nie - nie chodzi również o prawdziwy klimat. Chodzi o to, że jeśli my nie poradzimy sobie z przyrodą, ona poradzi sobie z nami #jebaćprzyrodę, dlatego każde wycięte drzewko przybliża nas do zwycięstwa nad Matką Naturą. Drugim argumentem - już trochę mniej irracjonalnym, jest możliwość wyboru drzewka odpowiedniej wielkości i o odpowiednim kształcie - sztuczne różnią się jedynie wysokością. Pień musi być wysoki. Jeśli nie jest, należy przyciąć dolne gałęzie, a choinkę trzeba pokazać wszystkim gościom, którzy zmierzają do nas na święta przynajmniej na dwa tygodnie przed wigilią. Jest to zagranie istotne psychologicznie - sugestia do podświadomości przyszłych gości, że prezenty mają być duże. Nikt nie kupi nam wtedy długopisu, czy krawatu. Kupią nam za to konika na biegunach, albo samochód - to wszystko sugeruje wysokość pnia. Kolor czarny wyszczupla. Choinka musi być rozłożysta. Kolor zielony za bardzo nam się kojarzy, więc nie wchodzi w grę. Wtedy wszystko wydawało się większe i jakby... na statku. Choinka powinna zostać przez nas przemalowana na biało. Wygląda ona wtedy elegancko i grubo. Pokój, w którym ma się znajdować, musi być największym pomieszczeniem w domu, nawet jeśli jest nim garaż. Należy usunąć wszystkie znajdujące się przy choince lustra, które odbijały by potencjalne prezenty. Lustra powyżej poziomu piennego są jak najbardziej wskazane. "Poziom pienny" od pnia... Zamknijcie się, jest takie słowo. Jest jednak pewien problem związany z tym, że choinka jest żywa: gubi ona igły. Istotnie, kiedy Jezus Chrystus leżał w stajence, Matka Boska nie miała pieniędzy. Wysłała Józefa na targ, a jedyne co mieli na sprzedaż, to właśnie choinka, którą przywieźli na osiołku do Betlejem. Józef - zaradny chłop - nie sprzedał choinki jako całość, a skubał z niej igły i mówił, że służą do szycia - w ten sposób zarobili na stajenkę ze zwierzętami. Starczyło nawet na zaoczny kurs cieśli dla małego Jezuska. Stąd wzięła się tradycja ubierania choinek na święta. W XIV wieku historia ta została zmieniona przez Jana Gutenberga, gdy wynalazł drukarkę, ale o tym opowiem innym razem. W dzisiejszych czasach, po wynalezieniu przez Paola Irlanda - włoskiego socjologa żyjącego w VIII wieku metalowej igły - drzewka stały się bezwartościowe, szydełkowanie stało się kobiecym zajęciem, a ubrania już nigdy nie będą pachnieć jak kiedyś. Wracając jednak do głównego wątku - dziś każda igła ma znaleźć się w koszu. Nie potrzeba nam nadmiernej objętości w miejscu gdzie mają być prezenty. Powodzenia w szukaniu, piss!

czwartek, 15 grudnia 2016

Adam i Ewa

Witam Was bardzo serdecznie moi wierni czytelnicy. Mamo, Tato, Piotrek, Patrycja. Jestem podekscytowany jak cholera, bo to już trzeci post i nie dostałem bana. Da się? Chciałem poruszyć pewną kwestię biblijną. Darwin mówi, że pochodzimy od małpy. Piłem z nim wtedy Sakke, kiedy Titanic uderzała góra lodowa, a Kate nie wpuszczała na swój pokład Jacka, żeby zachować swój diament nienaruszony do końca życia. Zapytałem się wtedy "Darw, nie jesteś katolikiem? Nie uważasz, że Adam i Ewa byli pierwszymi ludźmi?" Zaśmiał się. Pociągnął łyka Sakke. Kiernął trochę tabaki, przepalił cygaretką, wypił tequilę z pępka króliczka playboya (pomijam skąd zlizał sól), po czym odpowiedział:
- Paweł. Wiem kim jesteś. Jeśli żyję nie tak jak trzeba, to zabierz mnie dalej, ponad niziny naszej planety. Człowiekowi nigdy się nie dogodzi. Jeśli jest zima to musi być zimno. Kiedy fortepian spada Ci na głowę, to znaczy, że tak miało być, a kiedy przez całe życie nic nie robiłeś to znaczy, że jesteś leniwy. Ja robię: wymyślam.
- Wszystko można wymyślić? I jak to powiesz to ludzie Ci wierzą?
- Tak.
- Nawet, że możliwe jest lądowanie na księżycu?
-Wszystko.
Ta rozmowa wiele zmieniła w moim  życiu. Wiedziałem, że biblijny owoc to seks, którego zakazał mój kumpel Jezus w krzakach w Raju, byłem tam bramkarzem, bo jestem niesamowity. Zawsze jednak kobiety wiedzą lepiej, zwłaszcza gdy pytają o mojego węża. Ten biblijny symbolizował chyba szlaucha do podlewania krzaków, ale głowy nie dam.
Nie mogłem spać. Sakke namieszało mi w głowie nie mniej niż Darwin. Wyszedłem na suchego przestwór oceanu. Rozejrzałem się wkoło. Odpaliłem swoją drewnianą fajkę. Zaciągnąłęm się i usiadłem w wygodnym bujanym fotelu. Żona naukowca gotowała zupę grzybową z kurek, a Darwin zgonował gdzieś w wychodku.
-Dużo pieprzu kochanie? Wiem, że dużo - mruknęła pod nosem czarna rozwiązła niewiasta - wiedziałem o co jej chodzi... Historia Adama i Ewy jednak zbyt zaprzątała mój mózg, a kobieta pod złotą obrączką mnie nie interesowała...
- Idę spać, kobieto. Czy mogłabyś jeszcze przynieść mi żarówkę?
Przyniosła. Podniosłem żarówkę koło głowy. Zapaliła się. Moje oczy napłynęły łzami. Zrozumiałem. Spojrzałem na swoje palce jak nigdy dotąd. Widziałem swoje ciało, którego nigdy nie doceniałem jako idealną maszynę, gdzie każdy mięsień, każda komórka ma oddzielne zadanie. I wszystkie te zadania są równie ważne. Pomyślałem o oczach babci. Ona zawsze wiedziała, że jestem najmądrzejszy na świecie. Zwykła mawiać "Paweł. Jesteś o wiele mądrzejszy ode mnie i od swoich rodziców razem wziętych. Kiedyś odkryjesz coś, czym wstrząśniesz całą ludzkość, a twoje imię będzie jasne jak twoja dusza."
-Wiem babciu. - odpowiedziałem wtedy z pokorą. Światło żarówki przypomniało mi o krótkiej wymianie zdań. Żarówka bowiem imitacją jest słońca. Słońce dla niektórych jest gwiazdą, jak ludzie zwierzętami. Na przykład dla Ufoludków. Skoro słońce zmieniało się, spalając swoją masę przez miliardy lat, a nadal pozostaje słońcem, to przy lekkiej modyfikacji teorii strun, doszedłem do wniosku: Adam i Ewa to pierwsze małpy. Dlatego Ewa miała chęć na banana, umieli rozmawiać z innymi zwierzętami, latali nago. W żarówce pojawił się wtedy jakiś hipis. Zapytał czy znajdę dla niego chwilę. Znalazłem. Wytłumaczył mi, że wszystko jest tak jak myślę. Tak poznałem Jezusa. Zrobił sobie ze mną selfie z króliczkiem #V i potwierdził prawdziwość moich słów, dlatego dziś  ja daję je Wam. Peace.

Skąd się bierzemy?

Pytanie filozoficzne, więc w tenże sposób postaram się poruszyć kwestię go dotyczącą. Nie chodzi mi o wychodzenie z dupki mamy, bo o tym mamy (hehe "mamy") przypominane co roku. Sam pamiętam to jak dziś - dziękuję mamo. Słyszę każdego dnia jej krzyk kiedy mnie rodziła, jednak kiedy wyszedłem powiedziała "Paweł. Dla takiego cuda było warto.". Było ciężko, jednak poradziłem sobie z wyjściem bez żadnego problemu, tak jak teraz nie mam żadnego problemu z wchodzeniem gdziekolwiek, beng! Najzabawniejsze było, że byłem wcześniakiem. Niecały miesiąc, ciąża nie była zagrożona, po prostu moja matka nie mogła się doczekać aż mnie w końcu zobaczy. Do dziś z tatą trzymają moje zdjęcie nad łóżkiem obok Matki Boskiej, a po modlitwie całują je i wycierają z kurzu, to miły gest. Babcia zrobiła sobie nawet tatuaż z moją podobizną, choć jak sama to ujęła - nie oddaje on w pełni mojej urody (załączę niebawem zdjęcia - sami się przekonacie). Znów dygresja dygresję dygresją pogania. Po prostu tak bardzo potrzebuję przelania swoich platynowych myśli właśnie Tobie mój drogi Czytelniku. Położna pozwoliła mi wtedy dotykać swoich piersi, a wszystkie pielęgniarki miały obcisłe minióweczki. Przynajmniej tak przypominam sobie chwilę swojego urodzenia. Wszystkie piersi skierowane w moim kierunku jak meble w stronę telewizora. Jedna latynoska pielęgniarka, której puściłem oczko #wink chyba doszła, kiedy wzięła mnie na ręce, aby wsadzić mnie do inkubatora. Piękne czasy. Lekarz gdy przyszedł mnie zbadać, powiedział, że mam penisa jak przeciętny trzynastolatek. Później dowiedziałem się, że przeze mnie rozpadło się jego małżeństwo. Pośrednio. Ojciec już wtedy był ze mnie dumny - pozdrawiam, tato! Chyba właśnie dlatego, że po wyjęciu mnie z mamy to ja klepnąłem pielęgniarkę w pupę, nie ona mnie. Do dziś z tatą śmiejemy się i dokazujemy, gdy o tym rozmawiamy. Ostatnio przy niedzielnym meczu zapytał mnie: "Synu. Jak zrobiłeś to z tą pielęgniarką, przecież miałeś takie krótkie a za razem niesamowite rączki.". Uśmiechnąłem się. Spojrzałem na niego i powiedziałem tylko "Daj spokój tato. Przecież to ja - Paweł". Wiedział o co mi chodzi.  Do sedna: chyba każdy z Was miał kiedyś tak, że zastanawiał się po co się znalazł na Ziemi. Ja nie miałem. Mówisz - znów dygresja - jednak to ma związek. Bardzo dawno temu, w okresie wojny secesyjnej, szedłem jako czterolatek przez dzielnice Wielkiego Jabłka. Niosłem jabłko, które było nagrodą za udział w walkach powstańczych. Podrzucałem je i łapałem, do chwili, kiedy jabłko nie spadło. Nie zwróciłem na to uwagi, ponieważ byłem już harcerzem, a naprzeciwko mnie stała ślepa staruszka o kulach i próbowała przejść przez pasy. Rzuciłem wszystko i pomogłem babci przemierzyć zebrę. Staruszka powiedziała, że widzi we mnie istne światło. Po czym wyjęła z rękawa moje nadgryzione jabłko i rzekła: "Widzisz ten owoc synu? ". Odpowiedziałem jej "Widzę, mateczko", gdyż tak zwykło się tam mawiać do starszych babć. "Tak właśnie wyglądałby świat bez Ciebie.". Wtedy wyjęła kompletne jabłko. Nienadgryzione, bez najmniejszej ryski, świecące jak jabłko z bajki o tej naiwnej kurewnie. Poczułem się nieswojo dopiero gdy w drugiej ręce zauważyłem, że zamiast kuli trzyma jakieś gówno. 
-Co to za jakieś gówno, mateczko? - Zapytałem.
Odpowiedź była prosta. To lustro, drugi atrybut czarownicy z tej bajki. Dla mnie wszystko stało się jasne. Spojrzeliśmy na siebie ze staruszką, a w naszych oczach było tyle porozumienia, ile powinno być, gdybyśmy się rozumieli. 
-Czy jestem Królewną Śnieżką? - zapytałem. Wtedy mateczka wyciągnęła środkowy palec skierowany do góry i rzekła:
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, Synu. Jesteś zwyczajnie głupi. Ale przystojny jak cholera. Dlatego dopełniasz ten świat. Nie wiesz skąd mam to jabłko w dłoni, jednak wiedz, że to jedyne miejsce na świecie, w którym powinno się ono znajdować. "
Spojrzałem jej w oczy. Nie miała ich. Zapytałem "Gdzie w takim razie znajdują się Pani oczy?". I wtedy wyciągnęła lusterko i przyłożyła sobie do twarzy. Widziałem w nim siebie. I nagle wszystko stało się jasne. Nie było wojny. Jabłka. Nawet nie było staruszki. Było tylko lustro i ja. I od tej pory wiem, że nie dotrę do tego skąd się tu wziąłem, ale jestem w odpowiednim miejscu.

O blogu

Jeśli szukasz bloga, w którym opisane będzie jak wiele można osiągnąć słowem, jak bardzo człowiek potrzebuje akceptacji oraz gdzie dąży ludzkość - szukaj dalej. Słowem możesz ewentualnie załatwić dodatkowy ketchup do cheesa w maku, który poda Ci pracownica, dzień wcześniej trzymająca w dłoni coś, co wcale nie przypominało żarówki, a ludzkość pędzi bezpowrotnie w stronę unicestwienia, jednak jako jej złoty rycerz zabiorę Cię w świat, w którym będziesz przemierzał ze mną każdego dnia piękne krainy, wypełnione tęczą i stearyną. Czymkolwiek to drugie jest. Nie chcę, żebyś Czytelniku zwracał się do mnie "Mistrzu" czy "Królu" #popekmonster. Teraz już możesz czuć się spokojny, Twoje życie spoczywa w moich dłoniach. Wiesz, kiedyś byłem takim samym szarym i smutnym człowiekiem jak Ty. Wszystko odmieniło się w roku 1974. Mieszkałem wtedy w ZSRR, a mróz zacinał niesamowicie. Jako, że moi rodzice nie byli zbyt zamożni, zamiast telewizora każdego dnia bawiliśmy się z niedźwiedziami polarnymi przy zorzach polarnych. Niesamowite czasy. Czasem chcę tam wrócić, wiem jednak, że się nie da, że jakieś żelazne kajdany przypięły mnie do Polski. Do cywilizacji. Było jakieś -113 stopni Celsjusza. Matrioszka - bo tak po rosyjsku mówi się na mamę - wysłała mnie na samą północ po trochę światła. Dziwicie się? hah. Kiedyś nie było elektryczności - a już na pewno nie w mojej Mamce Rosji. Kiedy padał śnieg, radzieccy naukowcy puszczali petardy z farbą fluorescencyjną w niebo. Tak właśnie powstała jedna z największych mistyfikacji na świecie, w moim rankingu jest zaraz po teorii heliocentrycznej i bitwie pod Grunwaldem. Wracając do sedna historii - podszedł do mnie gość. Niesamowicie przystojny. Miał blond włosy, ciało lekkoatlety i uśmiech, który przypominał uśmiech Matki Rosji. Był to najprzystojniejszy mężczyzna jakiego widziałem. Wychowany w wierze, wiedziałem, że ten człowiek musi mieć Bożą iskrę, o ile nie jest samym Bogiem. Klęknąłem więc, przeżegnałem się i uśmiechnąłem się do niego. On zrobił to samo. Odwzajemnił uśmiech. Nie mogłem oderwać wzroku od tego mężczyzny, ale nie czułem się nieswojo, mimo, że to facet. Chciałem dotknąć jego twarzy i stało się to co do dziś czyni mnie takim jaki jestem. Przymarzł mi palec. Tajemnicza postać okazała się lustrem. Tak! To ja! Byłem niesamowity! Ponadnaturalnie piękny i ekshibicjonistycznie inteligentny! Obnażyłem wtedy przed samym sobą własne myśli: skoro to ja - to co na biegunie północnym robi lustro? Wtedy się dowiedziałem. Podszedł do mnie Jezus i powiedział "Pawle, masz imieniny wtedy co Piotr. A on  był skałą. "Paweł", czyli ze starokatolickiego "odbicie światła". Kiedy już wiesz, że jesteś niesamowity i chciałem stworzyć Cię na swoje podobieństwo, a wyszedłeś jeszcze bardziej zajebisty niż mogłem przypuszczać - idź i czyń dobro. Przekaż wszystkim swoją wiedzę, swoje umiejętności i swoje piękno. Będziesz człowiekiem nad ludzi, ucz ich i płyń tam gdzie horyzont zlewa się z morzem."
Tak więc jestem. Taki jak mi kazał. Do Waszej dyspozycji - do dyspozycji ludzkości. Podróżuję po świecie i każdego dnia mam kontakt z niesamowitymi osobami. Nawet gdy nikogo wokół mnie nie ma. Lecimy!